Z notatnika PILEGRZYMA - wylogowany z mediów społecznościowych, zalogowany w chwili obecnej.



Przez ostatnie dwa lata praktycznie codziennie zaglądałem do mediów społecznościowych. Nie zawsze publikowałem, ale byłem. Przewijałem, sprawdzałem, odpisywałem, czytałem. TikTok, YouTube, Facebook, Instagram – cztery aplikacje, które mam teraz zablokowane na 30 dni. Dla równowagi. Skoro tak długo byłem zanurzony w tym świecie, teraz chcę z niego świadomie wyjść. Zostawić na chwilę. Usiąść z boku. Stać się obserwatorem – siebie, swojego życia, tej ciszy pomiędzy bodźcami. Zobaczyć, co się wydarzy.


Widzę, jak media społecznościowe coraz częściej pochłaniają moją uwagę, zajmują zbyt dużo przestrzeni w głowie i rozbijają rytm dnia. Może nie wywracają życia do góry nogami, ale mają wpływ – i nie chcę tego dalej lekceważyć. Łapałem się wielokrotnie na tym, że otwierałem telefon bez konkretnego powodu. Z przyzwyczajenia. Sprawdzałem wszystko po kolei. Niby nic, a godzina mijała. I to nie raz. W miesiącu, kiedy próbowałem się ograniczać, spędziłem na tych czterech aplikacjach 137 godzin. A przecież wcześniej było tego jeszcze więcej. Przeraziło mnie to. Po cichu.


Nie traktuję tego wyzwania jako odcięcia się od świata. To nie bunt. To wybór. Chcę na chwilę wyłączyć hałas, żeby lepiej usłyszeć siebie. Bo choć media społecznościowe dały mi wiele – możliwość dzielenia się swoją drogą, spotkania inspirujących ludzi, tworzenia relacji – to jednak z czasem zaczęły zjadać zbyt dużo uwagi. A uwaga to moje życie. To, na czym ją skupiam, staje się moim światem.


Zdecydowałem się na ten czas offline, by coś odzyskać. Spokój. Równowagę. Głębię. To także świadoma praca z ego – tą częścią mnie, która sprawdza, ile było lajków, czy ktoś napisał komentarz, czy film dotarł. Chociaż nie zarabiam na tych kanałach, coś we mnie wciąż czekało na reakcję. To właśnie ego. Ciche, ale wpływowe. Jeśli nie patrzę mu w oczy, zaczyna kierować decyzjami.


Złudzenie kontaktu to kolejna pułapka. Kilka tysięcy obserwujących daje wrażenie, że jest się z kimś blisko. Ale kiedy spojrzę uczciwie – ilu z tych ludzi naprawdę znam? Ilu zna mnie? Relacje online to często tylko fragmenty. A prawdziwa obecność dzieje się, gdy siedzimy razem przy stole. Gdy widzimy, jak ktoś się zachowuje, jak się porusza, jak mówi jego ciało. Tego nie zastąpi żadna kamerka. Relacje z krwi i kości – tego chcę więcej.


Z perspektywy praktyki wiem, że obecność to nie miejsce. To stan. Można ją poczuć wszędzie – na spacerze, w kuchni, w rozmowie. Nawet prowadząc transmisję. Ale aplikacje nie są do tego stworzone. TikTok podsuwa treści co kilka sekund. Scrollujesz dalej, zanim cokolwiek zdążysz przeżyć. Zanim się obejrzysz – znów jesteś wciągnięty. Uzależniony od dopaminy. I to już nie jest relaks, tylko nawyk.


Prawdziwy relaks? Cisza. Natura. Tu i teraz. Dźwięk wody. Wiatr. Świadomy oddech. Zwykłe siedzenie bez celu, bez ekranu. To pozwala mi wrócić do siebie. I przypomina, że wszystko, co oglądam, słyszę, czytam – zostaje w moim umyśle. Nawet jeśli nieświadomie. A większość treści w sieci to albo śmieci, albo iluzje. Więc wolę świadomie wybierać, co wpuszczam do swojego świata.


Ten detoks jest też próbą odzyskania kontroli nad nawykami. Nad automatyzmem. Nad sięganiem po telefon bez potrzeby. To nie jest tylko eksperyment. To test. To praca z uważnością. Obserwacja. Świadome cofnięcie ręki od tego, co nawykowe. I sprawdzenie: co się pojawi w tej przestrzeni, która się uwolni?


Wiem, że nie chodzi o całkowite odcięcie. Nie zamierzam znikać z sieci na zawsze. Chcę wrócić – ale inaczej. Świadomiej. Z umiarem. Używać tych narzędzi, a nie być przez nie używanym. Być obecnym również w sieci – ale nie za cenę siebie.


Dlatego właśnie robię ten krok w bok. Żeby złapać oddech. Odpocząć. Przewietrzyć głowę. Sprawdzić, jak wygląda dzień, gdy nie sięgam po telefon z odruchu. Gdy nie czekam na powiadomienie. Gdy nie scrolluję. Gdy po prostu jestem. Zamiast płynąć z prądem, chcę się zatrzymać i zobaczyć, dokąd tak naprawdę zmierzam.


To dopiero pierwszy dzień. Jeszcze nic nie wiem, ale już czuję, że to potrzebne. Na razie nie robię założeń. Po prostu patrzę. Jestem. I jestem ciekawy, co się wydarzy.


Jeśli to czytasz, może sam też czujesz, że czasem telefon trzyma Cię za mocno. Może czasem sięgasz po niego, nie wiedząc po co. A może nie masz siły, by to zmienić. Nie trzeba od razu znikać na miesiąc. Czasem wystarczy jedna godzina bez ekranu. Jedna cicha decyzja. Jedna obecność. Tu. Teraz. W sobie.



 

Komentarze

  1. Tomku zgadzam się z Tobą, że telefon nas uzależnia. Mam nadzieję, że na tej stronie, będziemy mieli możliwość czytać artykuły, odnośnie Twojej dalszej podróży. Pozdrawiam. Maria Kan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. ta przestrzeń jest do zgłebiania róznych życiowych tematów i moich osobistych doświadczeń. Cieszę się, że jesteś tu z nami.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zostaw swój komentarz